🐹 Żarty O Magdzie Gessler

Lara Gessler (34 l.) w najnowszej rozmowie z dziennikarzem Pomponika opowiedziała o wielu ciekawych rzeczach związanych ze swoim prywatnym życiem. Wypowiedziała się m.in. na temat cech córki 🎥 Wpadaj na streamki na Twitcha: https://www.twitch.tv/revo_toja🎙 Mój główny kanał: https://www.youtube.com/channel/UCMj4ez5IaKJ1dLes8E54RHw💎 Dołącz do Magda Gessler oskarżona o przywłaszczenie futra za trzy tysiące złotych. Oskarżenia Gabriela Seweryna wskazują na to, że Magda Gessler miała być jego klientką. Uczestnik „Królowych życia” na co dzień jest projektantem i zajmuje się szyciem futer, które rzekomo mają nosić gwiazdy polskiego show-biznesu. Pod jednym z wpisów Hm. Zarzuca mi się głoszenie nieprawdy, zawiść. Znam bardzo bliskich współpracowników Magdy Gessler od 10 lat. Nikt nigdy nie widział, by cokolwiek ugotowała. Czy chociażby usmażyła jajecznicę. Na Adam Gessler o Magdzie Gessler: ja nie jestem akurat jej klientem, z wzajemnością 8 kwietnia 2012, 22:11 FACEBOOK. X. E-MAIL. KOPIUJ LINK. W świątecznym wydaniu tygodnika Wprost Piotr Najsztub Już jako gwiazda TVN dała się poznać jako temperamentna i bardzo szczera osoba, za co pokochały ją miliony osób. Dlaczego tak jest? Zapytaliśmy o to jej przyjaciela, Krzysztofa Gojdzia! Zobaczcie sami. Zobacz: Magda Gessler kończy 64 lata. Podsumowaliśmy kreatorkę smaku i stylu w 10 cytatach: o kuchni, seksie i show-biznesie Zwróciła się zatem o pomoc do sądu. Judyta Papp skierowała sprawę do Sądu Okręgowego w Katowicach, a ten wydał wyrok, w którym Magdzie Gessler nakazano zapłatę dochodzonych przez twórczynię roszczeń (a było to w sumie ponad 16 tys. zł, wliczając koszty procesowe) pod rygorem natychmiastowej wykonalności. Wyrok już się Magda Gessler starła się z jedną z internautek na swoim Facebooku. Kobieta zarzuciła restauratorce, że ceny w jej restauracjach są zbyt wysokie, przy czym dopuściła się naprawdę solidnej krytyki. Królowa TVN nie pozostała obojętna i postanowiła uderzyć z podwojona siłą – Patrz, jak wyglądasz. Strach patrzeć – zagrzmiała w komentarzu pod zdjęciem. To, że Magda Gessler #magdagessler#gessler#kingasawczuk#martirenti#natsuKto nie kocha Magdy Gessler? ZNAJDZIESZ NAS NA INSTAGRAMIE: https://www.instagram.com/plotek.pl/PAMIĘTAJ, Okazuje się jednak, że nie zawsze była taka "wygadana". Jej tata, Mirosław Ikonowicz, ujawnił właśnie zaskakujący sekret z czasów dzieciństwa Magdy Gessler. Aż trudno uwierzyć w jego słowa Ojciec zdradził wstydliwy sekret Magdy Gessler z jej dzieciństwa. Mamy nagranie! Foto: Dzień Dobry TVN / TVN. Mateusz zawsze pochlebnie wyraża się o swojej ciotce Magdzie, która według niego jest niezaprzeczalną osobowością. Mateusz ma żonę i synka. Jego syn jest w wieku zbliżonych do wieku uczestników programu "MasterChef Junior". Zobacz także: Mateusz Gessler o rodzinie, dzieciństwie i trudnych relacjach z ojcem. Sylwia Peretti ostro o Magdzie Gessler Sylwia Peretti wielu osobom może skojarzyć się nie z "Kuchennymi rewolucjami", a programem "Królowe życia". Nic dziwnego rewolucje odbyły się w prowadzonej przez nią "Karczmie u jędzy" dekadę temu. zrOf5g. Magda Gessler Z niecierpliwością czekasz na kolejne odcinki Kuchennych rewolucji, a wszystkie sezony Master Chefa znasz na pamięć? Jeśli wydaje ci się, że Magda Gessler nie ma przed tobą tajemnic, sprawdź swoją wiedzę w naszym quizie! Magda Gessler to w polskim show biznesie ikona. Kuchenne rewolucje z jej udziałem błyskawicznie stały się największym hitem stacji. Oprócz tego Magda ma jeszcze czas na bycie jurorem w Master Chefie, prowadzenie własnych restauracji i otwieranie kolejnych! A to tylko część z milionów rzeczy, którymi się zajmuje. Sprawdź, ile tak naprawdę wiesz o Magdzie Gessler. Magda Gessler zanim stała się sławna. Co słynna restauratorka robiła wcześniej? W rytmie serca - odcinki za darmo! Przegapiliście odcinek serialu W rytmie serca? Nie ma problemu! U nas znajdziecie wszystkie epizody z dwóch pierwszych oraz premierowe odcinki trzeciego sezonu całkowicie za darmo! Kliknij w grafikę i śledź przygody bohaterów serialu! @elbanan: trzymaj ziomek ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wychowuję swojego synka samotnie. Moja była żona to taka kuciapa, że nawet sąd przyznał mi rację, więc wychowuję Marcelka sam. Żyjemy sobie w tej naszej męskiej komunie - młody ma 5 lat i nie może jeszcze pić z tatusiem piwka, konsoli też nie ogarnia, więc szukam mu jakichś innych rozrywek. Ostatnio przyznał, że podoba mu się ta "duża baba z telewizji". Młody zabujał się w Magdzie Gessler. Zbliżały się jego urodziny, ale za nic w świecie nie mogłem dokopać się do Magdy, żeby przyszykować mu jakąś niespodziankę. Chciałem, nie wiem, jakieś zdjęcie z dedykacją, cokolwiek. Nic z tego - nie idzie znaleźć do niej numeru. Prawie się poddałem, ale moja kuzynka wpadła na świetny pomysł. Młody jest mały i pewnie się nabierze - spróbujmy zainscenizować scenę a'la "przyszedł Mikołaj". Tylko że przyjdzie Magda Gessler. Kuzynka obiecała, że coś załatwi, no bo przecież sama się nie przebierze - ją Marcel pozna. Przyszedł dzień urodzin, młody dostał piękny tort z napisem BESOS, przyszli moi kumple z dzieciakami i przyjęcie trwało w najlepsze. Ewa, moja kuzynka, puściła mi oczko, a to był sygnał, żeby otworzyć drzwi z klucza. Minęły dwie minuty i nagle BUM - otwierają się. Do mieszkania wchodzi transwestyta w peruce, wielki jak szafa, obwieszony koralami z targu. "CO TU SIĘ KUUUU*WA DZIEJE! ŚMIERDZI GÓWNEM, WY TRUJECIE LUDZI!" - i wkracza do salonu machając peruką. Wyglądał bardziej jak Violetta Villas po setce Żołądkowej, ale młody, na szczęście, nie wie kto to. "Pani Magda" miała tak krótką sukienkę, że modliłem się, żeby nie wyleciał jej ptak, bo Marcel oślepnie i będzie miał traumę do końca życia. "Pani Madzia" przechadzała się po pokoju próbując potraw i komentowała: "Gówno, gówno, z proszku, sztuczne. Obrzydlistwo. Wami się powinien zająć Sanepid". Młody był zachwycony, z rumieńcami przyglądał się przedstawieniu, a moi koledzy zaczynali wzrokiem szukać drogi ewakuacyjnej. Gwoździem programu był występ "pani Magdy" która zaśpiewała "Konika na biegunach" pod karaoke z laptopa. Gość mnie później przepraszał, no ale zawsze przebiera się za Marylę Rodowicz i nie umiał nic innego na szybko zaimprowizować. Marcel kwiczał z radości, "pani Magda" wyszła teatralnym krokiem rzucając podłe spojrzenie na stół, skomentowała "Te lody są mrożone, wypie*dolcie to, bo stąd wyjdę!", zaintonowała sopranem "OOOOO!" i wyszła. Na pamiątkowym zdjęciu, które Marcel z nią zrobił, dostrzegłem, że nasz gość nie do końca ogolił sobie zarost. I że jednak sukienka była za krótka. No nic. Pozostaje liczyć, że zdjęcie nie wyjdzie poza przedszkole, bo mnie Magda poda do sądu, a wtedy "besos" nie wystarczy. Najważniejsze, że młody się cieszył - wszystko dla ciebie, synek! W związku z obecną sytuacją na świecie i w Polsce coraz więcej gwiazd decyduje się zabrać głos w sprawie rozprzestrzeniającego się koronawirusa. Do swoich fanów zwróciła się już między innymi Cleo oraz Robert Lewandowski, namawiając internautów do pozostania w swoich domach. Teraz zaapelowała również Magda Gessler. Publikują urocze zdjęcie i nagranie ze swoim psem, zwraca się do fanów: "To nie są żarty". Koronawirus w Polsce – gwiazdy apelują Z każdym dniem rośnie liczba zachorowań na koronawirusa. Covid-19 dotarł już również do Polski. 11 marca rząd podjął decyzję o zamknięciu wszystkich przedszkoli, szkół i uczelni oraz placówek kulturowych. Zarówno do młodzieży, jak i osób starszych apeluje się o pozostanie w domach i unikanie tłumów. Głos w tej sprawie zabierają już nie tylko instytucje państwowe, ale także polskie gwiazdy, licząc na dotarcie do jak największej liczby osób. Swój apel poprzez media społecznościowe wystosował już między innymi Robert Lewandowski, Michał Piróg oraz Cleo. Do swoich fanów postanowiła zwrócić się także Magda Gessler. Na jej Instagramie pojawiło się urocze zdjęcie z psem, opatrzone bardzo ważnym opisem: Kochani, ...skoro macie czas, żeby w związku z odwołaniem lekcji przeglądać Internet, i ...mój profil to posłuchajcie!! Ja też jak byłam młoda miała problem z usiedzeniem w domu… uwierzcie mi.. tym razem TO NIE SA ŻARTY!!! na pewno słyszeliście, że młodzież ma większa odporność na tego PASKUDNEGO wirusa, ale… pamiętajcie... to, że Was wirus oszczędzi lub poradzicie sobie z nim bardzo dobrze nie znaczy, że nie podzielicie się nim z tymi, których KOCHACIE!!! a którzy mają dużo niższą odporność… z BABCIĄ, DZIADKIEM, RODZICAMI, RODZINA...... APELUJE o Waszą rozwagę i przestrzeganie wszelkich zaleceń higienicznych i sanitarnych. Myjcie ręce często i dokładnie… !!! nie zbierajcie się w miejscach publicznych‼️nie powtórzmy scenariusza włoskiego.....Wierzę w Wasz rozsądek i mądrość … oraz to, że te kilka dni „samotności” będzie dobra okazja, aby zatęsknić za swoimi bliskimi. Besos mg. ps. cebule już Wam odpuszczę. Pod postem pojawiło się wiele podziękowań za słowa restauratorki. Jej apel skomentowały także inne polskie gwiazdy, podkreślając jak bardzo ważny jest ich głos skierowanych do fanów w tej sytuacji. Dziękuje za wpis, to jest bardzo ważne , żebyśmy o tym mówili gdzie się da – skomentował Michał Piróg. W swojej internetowej galerii Gessler zamieściła także urocze nagranie ze swoim psem, pokazując „konsekwencje izolacji”. Autor: Aleksandra Biłas Programy kulinarne z jej udziałem biją rekordy popularności. Czemu Magda Gessler zawdzięcza swój sukces? Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA we wrześniu 2013 r. Restauratorka, malarka, postać kontrowersyjna. Magda Gessler z gotowania uczyniła ideologię, którą stosuje w praktyce. Żeby tak sobie przysnęła – myśli czasem pan Irek w czasie prowadzenia samochodu – to miałbym przynajmniej spokój. Ale gdzie tam, ledwo się jej głowa kiwnie, już się budzi. – Taka już z niej babka, szybko żyje i mało śpi. Ten brak snu to jej podobno ojciec w genach przekazał. Ani on, ani ona nie lubią się zdrzemnąć. Pan Irek wie, co mówi, bo właśnie przywiózł oboje, ojca i córkę, z objazdu po Polsce. Mirosław Ikonowicz, dziennikarz, wieloletni korespondent w Hiszpanii i na Kubie, promował książkę „Zawód korespondent”, a jego córka, restauratorka i malarka, prezentowała swoje dzieło „Kocham gotować. Magdy Gessler przepis na życie”. Odwiedzili Kielce i Piłę, a po drodze wpadli jeszcze do Chodzieży, bo Magdzie przypomniało się, że widziała tam zastawę, która pasowałaby do nowego wystroju wnętrza jednej z restauracji. – Jak na kobietę to jest ewenement – kontynuuje pan Irek. – Ona ten swój interes ukręciła jak bicz z piasku, z niczego. Tylko tyle, że Pan Bóg dał jej te kubełki smakowe niesamowite. Wszystko nimi wyczuje i wysmakuje. Pieczona gęś Pan Irek z panią Magdą przejechali razem 800 tys. km. Ona jest pilotem, zawsze znajdzie na mapie wyjazd z nieznanych dróg. On jest nie tylko kierowcą Magdy Gessler, ale pełni także rolę majordomusa. Są razem, wspomina, od niemal 18 lat, czyli od momentu, kiedy pani Magda, po powrocie do kraju z Hiszpanii, została wraz z drugim mężem Piotrem Gesslerem właścicielką Fukiera. Tadeusz, jej syn z pierwszego małżeństwa, obecnie 25-letni, miał wówczas 8 lat, córka Lara, która w tym roku zdała maturę, 9 miesięcy. Pan Irek opiekował się dziećmi, bywał wraz z nimi i własną córką na wakacjach, czasem nawet gotował, bo oboje państwo Gesslerowie byli zajęci rozkręcaniem restauracyjnego biznesu. – Pani Magda lubi moją jajecznicę – chwali się z dumą. Jest jednym z niewielu, którzy mają odwagę coś dla niej przyrządzić. Magda trochę cierpi, bo to ona zazwyczaj zaprasza ludzi, niewiele natomiast składa rewizyt. – Trudno się dziwić, bo to jest tak – komentuje zaprzyjaźniony z restauratorką znany malarz i designer Michał Zaborowski – jakby zaprosić do domu Zimermana po to, żeby zagrać przed nim koncert szopenowski. Mało kto się ośmieli. Podczas niedawnej wizyty w Polsce Sharon Stone zaproponowała Magdzie Gessler spotkanie w Kalifornii, bo wpadła na pomysł, że może razem założą restaurację. Stało się to po kolacji w Fukierze, gdzie grupa hiszpańskich gości urządziła Stone owację na stojąco, wołając: guapa, guapa (piękna, piękna). Gwiazda zareagowała zgodnie ze swoim wysokim IQ (154) i wypowiedziała kilka zręcznych słów po hiszpańsku. Na ile hiszpańska owacja była spontaniczna, a na ile zaaranżowana – pozostanie wieczną tajemnicą Magdy Gessler. W każdym razie Sharon Stone, nie bacząc na hollywoodzkie wymagania, dotyczące idealnej figury, spożyła w restauracji dwie kanapki na czarnym chlebie z tatarem ze śledzia. Następnie rozłożono przed nią na stole „zielone ogrody”, czyli różne rodzaje sałat z avocado, plastrami zielonego jabłka w sosie vinegret z dodatkiem lipowego miodu, potem spożyła porcję kaczki lakierowanej kompotem na gęsto (z moreli, śliwek, rajskich jabłuszek). Na deser podano zupę nic (z mleka, żółtek i wanilii) z pistacjowymi chmurkami (bezy), ale bez poziomek, ponieważ gwiazda ma alergię na te owoce. Reżyserowi Romanowi Polańskiemu dla doznania błogiej kulinarnej satysfakcji wystarcza w Fukierze czerwony barszcz z kołdunami i lubczykiem. Felipe Gonzáleza powitała hiszpańska flaga ułożona z arbuzów i pomarańczy. – Gotowanie – opowiada Magda – jest jak magia, a ja jestem czarownicą, która warzy, miesza, komponuje smaki i wywary. Czuje się także kimś w rodzaju psychoterapeutki leczącej zbolałe polskie dusze, a przy okazji również i własną. Kompleks cukierka Przez kilkanaście lat życia na Zachodzie poznała odtłuszczony, sztuczny świat light produktów, doprowadzający ludzi do pozornego głodu. Miała go szczerze dość. Wróciła do Polski, kiedy zaczął się czas transformacji. Geremek, Michnik, Suchocka siadywali przy jej stole, zbawiając Polskę dla demokracji. A ona, kobieta konkretna, jak mówią o niej współpracownicy, nie potrafiła oddać duszy żadnej politycznej ideologii, inaczej niż choćby jej brat, znany lewicowy działacz Piotr Ikonowicz. Za cel postawiła sobie całkiem coś innego. Chciała, żeby to dzięki niej Polacy odreagowali kompleks braku cukierka, który doskwierał im przez lata. Brat rewolucjonista i siostra, która w jego oczach niczym Maria Antonina zapragnęła rodaków karmić ciastkami, stanowią malowniczą parę, połączoną wcale niełatwą więzią. W czasie jednej z Wigilii, która jak zazwyczaj – wspomina Magda – odbywała się u niej, Piotr przyszedł spóźniony, obrzucił krytycznym okiem zastawiony stół i powiedział: Bogato tu u was, a ja nie sprzedałem ani jednej choinki. Mimo wszystko Piotr Ikonowicz nie potępia siostry całkowicie, a nawet stara się ją trochę usprawiedliwić. – Magda nie jest prawdziwą kapitalistką, bo prawdziwi kapitaliści głodzą ludzi, a ona ich karmi. Nie spekuluje kapitałem, podkreśla, tylko pracuje w usługach dla ludności. Z drugiej jednak strony, wykorzystuje cudzą pracę. Taki kucharz stoi przy gorącym piecu za długo. Poci się, męczy. Piotr Ikonowicz usiłował nawet założyć związek zawodowy w jednej z restauracji należących do siostry, ale zrezygnował, bo pracownicy jakoś się nie garnęli do jego inicjatywy. Przytulone krewetki W 1993 r., kiedy przy ul. Mokotowskiej w Warszawie powstał Słodko-słony, Magda zaproponowała rodakom maksimum kalorii (jeden kawałek kajmakowego tortu – 600 kcal, kremówka – pewnie z 400 kcal), apogeum słodkości, powrót zapomnianych smaków, serwowanych w dworkowym wnętrzu przez nią samą, jak wszystkie inne, zaaranżowanym. Recenzenta kulinarnego „Polityki” Piotra Adamczewskiego, który docenia kuchnię Magdy Gessler, drażni wystrój zwłaszcza niektórych należących do niej restauracji. – Nie lubię – stwierdza Adamczewski – kiedy do zupy zagląda mi drewniana gęś, na ławach leżą haftowane w truskawki poduszki, na ścianach wiszą wycinanki, a z sufitu zwisają frędzelki. Nie chcę też w menu czytać powieści o przytulonych krewetkach czy też propozycji w rodzaju kura w potrawce przez Bartka utuczona. – Czasem Magda mieszając konwencje celowo balansuje na granicy dobrego smaku – przyznaje Michał Zaborowski. – W pewnym sensie wyprzedziła nowe kierunki w urządzaniu wnętrz, które żegnają się z obowiązującym do niedawna minimalizmem. Charakterystyczny dla niej przepych formy staje się modny. Barwne tkaniny, kolorowe tapety, bogato haftowane materie, ściany oblepione obrazami, rysunkami, fotografiami, poutykane wszędzie drobiazgi. – Kupuję przedmioty tylko dlatego, że mi się podobają – deklaruje Magda Gessler – dopiero potem zastanawiam się, gdzie je umieścić. W Ale Glorii przemieszała ikony ludowości z symboliką Malczewskiego, w innym miejscu zestawiła kolorystykę jaja Fabergé (czerń ze złotem) z kulturą japońską, jeszcze gdzie indziej wstawiła andaluzyjski piec i połączyła z elementami polskiego dworku. Nie liczy się z przeszłością ani nowoczesnością, każe im choćby na siłę ze sobą współgrać. Lekceważy niuanse, stawiając na piorunujący, choć dla niektórych niełatwy do zniesienia efekt. Jej dom kojarzy się z rezydencją hiszpańskiego alkada, gdzie mógłby zamieszkać turecki wezyr, lubujący się w bizantyjskim przepychu, nie gardzący jednak prowansalską prostotą. – W Polsce nie ma odwagi na kolor, na śmiech, na życie – wygłasza swój prywatny manifest Magda Gessler, bo przecież podobnie jak jej brat Piotr potrafi to robić; taką mają wspólną, rodzinną cechę. – Nie ma przyzwolenia na starość, na kalectwo ani nawet na to, że jest się dzieckiem. W tym kraju wszyscy muszą chodzić ubrani na czarno, mieć szare domy, a w nich wielkie kryształowe żyrandole. Ci, co czują, udają, że nic nie czują, ci, co kochają, udają, że nie kochają. Nie ma przyzwolenia na inność, na szukanie swojego własnego miejsca, na sukces. Panuje reżim jednakowości. Wyobrażam sobie – pointuje z dumą – że Polska potrzebuje takich kobiet jak ja. Nie tylko zagonionych matek Polek, które niszczą mężczyzn od dnia ich narodzin. Biust z sękacza Mirosław Ikonowicz powiada, że nie jest pewien, czy jego córka posiada kult pracy, ale zachowuje się tak, jakby go miała. Już jako studentka pierwszego roku Akademii Sztuk Pięknych San Fernando w Madrycie lepiła z gliny biżuterię i sprzedawała ją na ulicy, żeby dorobić sobie do kieszonkowego. Nie miała przed tym żadnych snobistycznych oporów. Nieustannie malowała obrazy i miała kilka, jeszcze w czasie studiów, udanych wystaw. Wtedy jednak zaczęła się jej prawdziwa przygoda z gotowaniem. Kiedyś z sękacza wyrzeźbiła ogromny damski biust, z irysowego kremu zrobiła sutki, z ziarenek kawy brodawki. Na ten widok kelner, który przypadkiem zajrzał do chłodni, mało nie zemdlał. Układała deserowe portrety osób, na cześć których były urządzane przyjęcia. Wygrała konkurs wśród madryckich kucharzy na najbardziej oryginalną przekąskę. Przygotowała czereśnie faszerowane twarożkiem z czarnuszką. Po jednym z bankietów podeszła do Magdy dziennikarka „El Pais” obiecując, że niebawem odwiedzi jej restaurację. Ja mam 24 lata, odpowiedziała wtedy, i nie mam restauracji, ale w tym samym momencie postanowiła w duchu: będę ją miała. – Szczerze mówiąc, początkowo nie byliśmy z żoną zachwyceni – przyznaje Mirosław Ikonowicz – że nasza utalentowana malarsko córka zaczęła z profesjonalnym zapałem zajmować się gotowaniem. Olga, matka Magdy, gotowała znakomicie. Podobnie babcia ze strony ojca, prowadząca cukiernię w Słupsku, aż do czasu nadejścia socjalizmu realnego, który zlikwidował prywatny biznes. Mała Ikonowiczówna już od 9 roku życia przepasana fartuszkiem pomagała w kuchni. Olga dzieliła się z nią kulinarnymi, a przy okazji i ustrojowymi tajemnicami. Córka jednak, inaczej niż Piotr, okazała się odporna na ultralewicowe poglądy matki. Jej polityczna ignorancja w rozpolitykowanym domu stanowiła na przemian źródło zmartwienia i rozbawienia. Mając naście lat Magda nie wiedziała, kto jest w Polsce pierwszym sekretarzem. – Kompletnie mnie to nie obchodziło, świat pojmowałam po swojemu. Zmysłami – wspomina. Uchodziła więc, w odróżnieniu od genialnego brata, który błyskawicznie chwytał nowatorskie idee oraz czytał historiozoficzne książki, za rodzinną nieudacznicę. Nazywali ją w domu „malarskie oko” i traktowali nieco protekcjonalnie. Była rozkoszną córeczką tatusia, ale rodzice stawiali na Piotra. Niektórzy bliscy przyjaciele Magdy uważają, że jej ciągła potrzeba udowadniania, iż naprawdę jest coś warta, wywodzi się właśnie z tamtych doświadczeń. – Magda bardzo wiele z siebie daje – opowiada jeden z nich – ale i dużo wymaga. Przede wszystkim czasu, emocji, zainteresowania. Ustawia poprzeczkę pozornie nisko, a potem ją podnosi. Nie każdy da radę przeskoczyć. Uczta Magdy Kiedy wyszła za mąż za Volkharta Muellera, korespondenta „Der Spiegla” w Madrycie, została klasyczną hausfrau. Zapięta pod szyję, zorganizowana, oszczędna. Jak zauważyła, że Olga stawia mały czajnik na dużym gazie, zwracała jej uwagę. Volkhart był 11 lat starszy od Magdy. Protestant, pochodził z rodziny wygnańców z Wrocławia, był typem selfmademana o żelaznych zasadach. Miał olbrzymi wpływ na Magdę. – To on – stwierdza Mirosław Ikonowicz – rozbudził w niej ciekawość dla świata polityki, która dziś sprawia, że potrafi zadzwonić do mnie w nocy, żeby przedyskutować kwestię możliwej globalnej klęski głodu. Ale ona tylko pozornie poddała się Volkhartowi. Zdobywała go swoim gotowaniem tak jak Babette (bohaterka filmu „Uczta Babette”) podbijała serca twardych protestantów. – W końcu się w tym zakochał – mówi. Wiedziała, jak bardzo jej mąż, wychowany w skrajnie złych warunkach materialnych, obawia się biedy dla niej i synka, więc kiedy zachorował na raka, zakasała rękawy, aby pokazać mu, że potrafi utrzymać rodzinę. Układała menu dla 200–300 osób, gotowała, przygotowywała catering na dwór króla Hiszpanii i na przyjęcia dla rozkapryszonych dam z towarzystwa. Dała do prasy ogłoszenie, że leczy chore restauracje. Szokowała madrycki establishment nie tylko łączeniem polsko-hiszpańsko-żydowsko-litewskich smaków, ale także sposobem podawania jedzenia, które na stole wyglądało zawsze jak wymyślne dzieło sztuki. Takie tam malowane gotowanie, mówili niektórzy, podczas gdy inni rozpływali się w zachwytach. Po siedmiu latach małżeństwa Volkhart umarł. To był wstrząs, po którym trudno się było jej odnaleźć. Drugie małżeństwo Magdy z Piotrem Gesslerem się nie ułożyło. W końcu popadła w romans z o kilkanaście lat młodszym od siebie mężczyzną, którego poznała jako jego pracodawczyni. „Czy nadal jesteś z tym kelnerem?” – pytały z ironicznym uśmiechem przedstawicielki warszawki. Była z nim kilka lat. Przeszła piekło. Była wtedy szczupłą laską, ale i tak ciągle chodziła z wciągniętym brzuchem. Musiała być piękna. Stale spięta z powodu braku akceptacji ze strony środowiska i niepewna akceptacji partnera – nie umiała już zaakceptować samej siebie. Grzęzła. Wpadła w kolejny związek z młodszym od siebie mężczyzną, który właśnie jako aktor przeżywał pierwsze zachłyśnięcie się sławą. Zawrót głowy i kolejne ciężkie przebudzenie. Teraz od pięciu lat jest z mężczyzną, którego poznała pod koniec studiów na jednej z polskich wakacyjnych prywatek u Andrzeja Szpilmana (syna bohatera „Pianisty”). Waldek jest lekarzem medycyny estetycznej. Na stałe mieszka w Kanadzie. On przyjeżdża do niej, ona jeździ do niego. Próbowali razem poprowadzić wspólny biznes, klinikę i hotel-spa w willi Uciecha w Nałęczowie, ale nie wyszło. – Kobiety się obawiały, że wiem, co sobie naprawiają. Stosunki w uzdrowisku też nie okazały się łatwe, w rezultacie zwinęli interes i wrócili, każde do swoich dawnych zajęć. – Chciałabym być szczuplejsza – wyznaje Magda – ale nie spędza mi to teraz snu z powiek. Mój mąż żartuje, że jak schudnę, to podciągnie mi to i owo. Na razie jednak tłuszcz wypełnia mi zmarszczki, ale w pewnym wieku taki jest wybór – albo tył, albo przód. Wie, że kobiety bywają o nią zazdrosne, a ich zazdrość czasem okazuje się bardzo dokuczliwa, bo potrafią celnie trafić w najczulsze miejsca. Ich czarny PR bywa bolesny. Chętniej więc blisko współpracuje z mężczyznami i nimi się otacza. – Jestem wewnętrznie bardzo niezależna – uśmiecha się – ale potrafię być gejszą. Podkreśla, że nie jest z tych kobiet, które udają, że nie pada, gdy inna pani podrywa jej mężczyznę. – Przecież pada, mówię, i reaguję. Lubi się kreować, nie zawsze jest całkiem szczera – oceniają niektórzy jej bliscy znajomi – ale ma wyjątkową fantazję i to się liczy. Szybko wybacza, więc i ludzie jej wybaczają. Nie jest jednak łatwą szefową. Wymagająca, impulsywna. Czasem nawet z panem Irkiem kłóci się tak, że aż trzaskają drzwi od samochodu. – Irek ma zawsze dla mnie bad news. Niech pani tak nie ufa temu czy tamtej, powtarza. Niech pani uważa, a ja jestem łasa na ludzi i na uczucia, więc bywam nieostrożna. Pan Irek mówi o sobie, że jest chłopakiem z Pragi i zasady zna proste, jak coś dla kogoś się robi, to przynajmniej powinien podziękować albo przynieść butelkę czy zaprosić. W świecie pani Magdy nie zawsze tak bywa. – Na pierwszy rzut oka tego pani po niej nie zobaczy, ale to jest kobieta bardzo wrażliwa – podsumowuje. Jesiotr z szampanem Złość szybko jej zazwyczaj mija, potem najczęściej żałuje wybuchu. Syn Tadeusz zwraca jej czasem uwagę: – Mamo, nie krzycz na ludzi, tylko zrób to sama. Ale ona taka już jest, łatwo budzi się w niej wileńsko-włoski (dziedziczony po babciach) temperament. Nie potrafi być business-woman wedle obowiązujących w Polsce standardów. Może przebywać w kuchni, może siedzieć na różowym pufie, ale nigdy w biurze, nigdy z asystentką przy boku. Jest trochę bałaganiarą, czasem gubi się w terminach. Ma swoje fobie. Zawsze przyjmując kandydata do pracy, pyta go o znak zodiaku. Jak jest Bliźniakiem, nie ma u niej szans na miejsce. Uważa, że z Bliźniakami przegrywa, a jako szefowa nie może z góry godzić się na klęskę. Może to i przesąd, ale ma prawo być przesądna, bo to ona zatrudnia. – Pani Magda to artystka, ja jestem tylko przedłużeniem jej ręki – mówi skromnie Maciej Borysiak, od 13 lat w Fukierze. Borysiak sam często się zastanawia, co trzyma go tak długo w tym miejscu. I dochodzi do wniosku, że kilka rzeczy. Na pewno fakt, że awansował od kuchcika do funkcji szefa kuchni, a to oznacza, że pani Magda dostrzegła w nim zdolności. Daje się z nią pracować, choć bywają różne dni: przyjemne i nieprzyjemne. Pani Magda lubi znienacka wpadać do kuchni i smakować dania. Te swoje testingi przeprowadza we wszystkich należących do niej restauracjach. Czasem zdarza się, że jej smak różni się od smaku kucharza. Maciej Borysiak woli np. czerwony barszcz bardziej kwaśny, a szefowa bardziej słodki. Oczywiście decyduje jej gust. Albo krytykuje ciasto na pierogi, że za grube, a woda na kołduny za chłodna. W Fukierze często gotuje się dla prestiżowych gości, więc Maciej Borysiak miał okazję poznać samego Jacques’a Chiraca. To jest miłe, kiedy żegna się znanych ludzi, a oni dziękują za dobrą kuchnię. Ponadto stale trafiają się nowe wyzwania. Pani Magda wraca np. z Hiszpanii i rzuca hasło: „rostbeuf na krwisto”, bo tam jej smakował. Pokazuje zdjęcia, które zrobiła komórką, i mówi: tak to zrób. Albo trzeba uzupełnić menu o nowe dania. Teraz popisowymi numerami w karcie będą: jesiotr pieczony w piecu, podawany z żółtym sosem holenderskim ubijanym na parze z szampanem i posypany kawiorem, a do tego kluski śląskie oraz pierś gęsi na różowo z sosem z czerniny. To drugie danie będzie jednak dostępne tylko wówczas, kiedy dojdą z Węgier gęsie piersi, bo one są najlepsze. Cała reszta produktów pochodzi wyłącznie z Polski: śmietana z Wyszkowa, jesiotry, karpie, sandacze z Lubelszczyzny, kiszone ogórki z Białostocczyzny. – Kuchnia polska zawsze była lubieżna, rozpasana, mięsno-krwista, ale wszystko zależy od genius loci – opowiada Magda Gessler. Na przykład goście, którzy przychodzą do Zielnika, są trochę zieleni. Lubią szpinak i sałatę. Tam nie ma miejsca na krwisty befsztyk, nie w tym wnętrzu. – To Fukier jest soczysto-czerwono-smakowity. Jako firma Magda Gessler zatrudnia 110 osób, pod jej marką (tzw. franczyza) pracuje 200. Nie liczy godzin pracy ani emocji w nią zainwestowanych, ale też dużo wyjeżdża za granicę, wtedy odpoczywa. W domu Ikonowiczów zawsze panowała filozofia, że żyje się tu i teraz. Nie lubi ludzi, którzy oszczędzają siebie, innych albo pieniądze na później, bo z doświadczenia wie, że to później może nigdy nie nadejść. – Zamiast martwić się przemijaniem, intensywnie przeżywam teraźniejszość. Taki ma przepis na życie. Magda Gessler to artystka nie tylko w kuchni. Pomysłodawczyni i twórczyni co najmniej dwudziestu restauracji o dużej renomie. Jej nazwisko stało się synonimem wyrafinowanej (często w swojej prostocie) sztuki kulinarnej, a także niesztampowego wystroju wnętrz. Malarka, z dyplomem akademii San Fernando w Madrycie, która nie zrezygnowała, mimo prowadzenia czasochłonnego biznesu, z uprawiania sztuki. Skandalistka, od czasu do czasu bulwersująca swoim stylem życia. Kapitalistka, mimo rodzinnych lewicowych korzeni (ojciec – Mirosław Ikonowicz, były korespondent PAP, obecnie w „Przeglądzie”, brat – Piotr Ikonowicz, ultralewicowy działacz). Matka dwojga dorosłych dzieci. Czytaj także: Kto, co i gdzie w Polsce jada " Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Marcelina Obarska w portal fot. Magda Hueckel To długo wyczekiwane – bo wstrzymane przez pandemię – przedstawienie funkcjonowało w kuluarowych rozmowach jako "spektakl o Magdzie Gessler", ale to oczywiście spore uproszczenie. Postać najsłynniejszej polskiej restauratorki posłużyła tu bowiem jedynie za pretekst do snucia scenicznej paraboli dotyczącej polskich wad, sporów i różnic w perspektywie społeczno-ekonomicznej. Rzecz rozpoczyna się od wypadku, jakiemu ulega samochód restauratorki (w tej roli sprawnie unikająca parodii, a jednak mimetycznie wierna pierwowzorowi Eliza Borowska) i jej asystentki (w roli Wiecznej Asystentki Nieswoich Spraw – Marta Ojrzyńska). Nieszczęście zdarza się w głębokiej polskiej "prowincji", w miejscu, z którego pochodzi zresztą asystentka i do którego za nic w świecie nie chce wracać. Gessler trafia więc do miejscowości, która niczym soczewka skupia przywary "małych ojczyzn": mamy tu księdza-pijaka, podstarzałego dyrektora opery, który pozuje na inteligenta (a z którego drwi sam Gombrowicz, który "objawia się" w jednej ze scen), jego znudzoną, dużo młodszą żonę, dziwacznego showmana-ubezpieczyciela, zadufanych w sobie właścicieli kempingowej pizzerii, obłąkańczo wręcz zestresowaną pracownicę gastronomii, a nawet Matkę Boską zmęczoną ciągłymi przywołaniami śmiertelników. Gessler trafia więc do tego miejsca – łączącego las z kolumnadą, romański kościółek z kempingiem – trochę zdumiona, trochę zniesmaczona. Dokładnie tak, jak trafia do restauracji, które odwiedza w ramach swojego słynnego show. Trudno streścić fabułę tego blisko czterogodzinnego przedstawienia (zapowiadanego jako musical, choć piosenek było tylko kilka, a struktura muzyczna nie dominowała całości pod względem formalnym), bo to raczej mozaikowy pamflet na prowincjonalną polskość, który dramaturgicznie zwodzi – pozoruje, że zaraz w końcu dotrzemy do tego, na co czekamy, czyli rzeczywistej interwencji Gessler, która "od lat przemierza cały kraj" i "z zabójczą skutecznością wypełnia swoją misję". Z tego oczekiwania twórcy przedstawienia nieco zresztą kpią – w jednej ze scen Gessler "w końcu" wykonuje swój popisowy numer i rzuca talerzami. "Kto w Polsce mieszka, ten się w cyrku nie śmieje", mówi w pewnym momencie Gessler, a cała niemal widownia szemrze chichotem, bo przecież lubimy się poczciwie pośmiać, trochę z siebie samych, trochę z tych, o których myślimy, że nie są nami (czyli z tzw. "prowincji"). Bo u Strzępki i Demirskiego dostaje się i prowincjonalnym "burmistrzom" (czyli tym, którym wydaje się, że rządzą i sieją postrach wśród mieszkańców) i zadufanej w sobie klasie średniej, która ma absurdalne wyobrażenia na temat klasy ludowej, i socjologom, którzy uważają, że najlepsze, co można zrobić z prowincją, to z niej wyjechać. Duet nie oszczędził nawet naszej najnowszej noblistki – wypowiedziana przez asystentkę refleksja na temat znikających połączeń autobusowych i wykluczenia komunikacyjnego zestawiona jest z cytatem z Tokarczuk mówiącym o tym, że kto nie pozostaje w ruchu i nie podróżuje, ten spotyka diabła. Okrągłe, aforystyczne zdania dobre do wygłoszenia w inteligenckim gronie zderzają się więc z materialnością życia tych, którzy, nawet gdyby chcieli, nie mogą "pozostawać w ruchu", bo nie stać ich na samochód, a linie autobusowe są sukcesywnie wymazywane z mapy połączeń. fot. Magda Hueckel Choć w jednym z wywiadów Strzępka i Demirski przyznali, że obejrzeli wszystkie odcinki "Kuchennych rewolucji", mam poczucie, że albo powiedzieli to nieco na wyrost, albo obejrzeli je być może nieco nieuważnie. Postać Gessler jest jednak figurą dużo bardziej mroczną niż to zostało przedstawione w " Ten mrok wynika z istotnej ambiwalencji: to z jednej strony osoba, która w swoich programach obnaża łamanie praw pracowniczych, staje po stronie słabszych w walce o godziwe pensje i ich terminowe wypłacanie, bez ogródek gani pracodawców, którzy stosują różne formy przemocy. Z drugiej zaś jej program i prezentowana przez nią postawa wpisują się stuprocentowo w kultywowaną przez współczesne media kulturę upokorzenia. Gessler w swoich programach wychodzi wręcz na mizoginkę, która nie waha się przed powiedzeniem właścicielce restauracji, że "musi być ładniejsza", komentuje w sposób niedopuszczalny wygląd otyłych osób, każe im zmieniać fryzury, niejednokrotnie po prostu poniewiera ludźmi, którzy widzą w niej jedyną nadzieję, żeruje na ich prywatnych historiach, a nawet pozwala sobie na chałupnicze próby psychologicznych analiz. Poza tym jej sposób bycia w programie utrwala toczącą Polskę chorobę folwarcznych relacji, w ramach których społeczeństwo dzieli się na panów i wasali, a odwiedzająca restaurację celebrytka jest z gruntu kimś lepszym niż podająca jej menu kelnerka. Wystarczy dodać do tego upodobanie do rzucania jedzeniem, czy bezmyślne marnowanie go i mamy pełen portret medialnego potwora stworzonego przez telewizję. Myślę, że gdyby protagonistką "Kuchennych rewolucji" był mężczyzna, bylibyśmy już dawno świadkami dyskusji o przemocy, do jakiej dochodzi w tym programie. Stworzone z ogromnym rozmachem przedstawienie (monumentalna, imitacyjna scenografia Arka Ślesińskiego, rzucone na kilka ekranów projekcje Jakuba Lecha i Adama Zduńczyka) w pełni wykorzystujące możliwości techniczne sceny (obrotówki wspierają utrzymanie scenicznej iluzji) okazuje się jednak dosyć nużącym widowiskiem oferującym kilka powierzchownych refleksji polityczno-społecznych. Część z nich jest też po prostu wtórna, ale widocznie – parafrazując klasyka – lubimy te żarty, które już znamy.

żarty o magdzie gessler